Chociaż powinno być więcej Jeremy'ego i Jennifer niż Gwyneth i Aarona. Po prostu aktorsko ta pierwsza para była lepsza, dużo lepsza. Fajna była scena z Ashem i jego córką.
Bardzo żalowałam gdy sceny z Jeremy'm i Jennifer kończyły się i zastępowali ich Aaron i Gwyneth. Chodziło o sympatię, estetykę, ciekawszy wątek i aktorstwo. Ogólnie proporcje mogłyby byc inne.
Ale i tak film bardzo mi się podobał, nawet mimo tych dysproporcji.
Zgadzam się, wątek Christabel i Asha był ciekawszy. Kolejna genialna rola Jennifer Ehle. Jennifer jest moją ulubioną aktorką, a oglądając ten film jeszcze bardziej ją polubiłam.
Szkoda, ze interesy zaszkodzily temu filmowi. Na pierwszym planie wspolczesna para, ktorej brakowalo chemii, kiedy moznaby troszke wiecej filmu poswiecic Christabel i Ashowi.
Dokładnie - Ehle była tu świetna, podobnie Northam, no i w ogóle wątek romansowy między nimi dużo bardziej skomplikowany, pełen napięć i namiętności... Do tego tak smakowicie przedstawiony... ;) Uczta filmowa, zdecydowanie.
Co do drugiej pary: Za Paltrow nie przepadam generalnie, choć może i jest dobra aktorką, ale nie lubię jej mimiki... Eckhart generalnie powinien popracować nad warsztatem. W rolach drugoplanowych nie jest zły, ale w glównych, moim zdaniem, się nie sprawdza... No i fakt, że chemii między nimi nie było, chociaż może i się starali... Cóż...