Przeczytałam "Possession", postanowiłam obejrzeć także film i... jestem zawiedziona. Jak można było z Ronalda zrobić Amerykanina i wyciąć wątek związku z Val? Co z kwestią włosów Maud? Ponadto wydawało mi się, że Gwyneth Paltrow lepiej zagra rolę dr Bailey, bo zawsze uznawałam ją za taką trochę "zimną rybę", a tu proszę - podczas gdy Bailey rzadko okazywała jakiekolwiek uczucia, Gwyneth non stop się uśmiecha i jest entuzjastyczna wtedy, kiedy nie powinna. No i wszystko dzieje się stanowczo za szybko.
Spłaszczyli tę książkę, pozbawili ją jakiejkolwiek głębi i zrobili z niej tanie romansidło.